Репетиція парафіяльного хору "Крилос" відбудеться у вівторок о год. 18:00 - Запрошуємо приєднуватись
Z dnia: 2021-04-26
ONI NAS WZBOGACAJĄ
Ksiądz dr Mirosław Drapała, dyrektor Wydziału Duszpasterskiego eparchii wrocławsko-koszalińskiej Kościoła greckokatolickiego w Polsce, mówi o aktualnym duszpasterstwie i odpowiedzialności za wspólnotę.
JĘDRZEJ RAMS: Rzymscy katolicy powoli kończą Wielki Post. Wy niedawno go zaczęliście. Będziemy kiedyś na stałe razem świętowali Wielkanoc?
KS. DR MIROSŁAW DRAPAŁA: Sprawa reformy kalendarza liturgicznego jest wciąż aktualna i dyskutowana. Widzimy argumenty za i przeciw. Dla nas głównym argumentem do dalszego korzystania z kalendarza juliańskiego jest nasza żywa łączność z Kościołem na Ukrainie. Tam ze względu na istniejącą różnorodność Kościołów prawosławnych nie byłoby wskazane, by dzisiaj dokonywać zmiany kalendarza. Mamy też doświadczenie z naszego Kościoła w Kanadzie i USA. Gdy został wprowadzony kalendarz gregoriański, to niestety w kilku miejscach nastąpiło rozbicie jedności. Pojawiły się sytuacje, gdzie w jednej parafii zaczęto budować drugą cerkiew, bo część wiernych nie przyjęła tej reformy. Odpowiedzialnie analizujemy to zagadnienie, bo wiemy, że wymaga ono wielkiej duszpasterskiej roztropności.
Niedawno Wasza eparchia zmniejszyła swój obszar na rzecz nowo powstałej eparchii olsztyńsko-gdańskiej. To początek większych reform?
W 1996 roku nastąpiła pierwsza reorganizacja struktur greckokatolickich w Polsce. Utworzono wtedy metropolię naszego Kościoła, którą tworzyły archieparchia przemysko-warszawska oraz eparchia wrocławsko-gdańska. Już wówczas mówiło się o potrzebie powołania trzeciej eparchii. Ta sprawa odżyła na nowo w czasie zgromadzenia eparchialnego, które miało miejsce w 2014 roku w Przemyślu. Wówczas został poruszony problem nowej organizacji struktur naszego Kościoła w Polsce, ponieważ stolice obu eparchii znajdowały się w południowej części kraju. Delegaci podkreślali brak siedziby biskupa nie tylko na północy Polski, ale przede wszystkim w stolicy państwa, w której, z uwagi na ukraińską imigrację, skupisko naszych wiernych jest dziś bardzo duże. Zdaniem wielu duchownych oraz wiernych świeckich przeniesienie miejsca rezydowania zwierzchnika naszego Kościoła w Polsce z Przemyśla do Warszawy może przynieść wiele korzyści, zarówno duszpasterskich, jak i administracyjno-organizacyjnych.
Te zmiany w miejscach zamieszkania widać też w pomyśle sprawowania dodatkowych liturgii w kościołach rzymskokatolickich, np. w Bolesławcu.
Tak, to prawda, i można powiedzieć, że to był dobry pomysł. W Bolesławcu chociażby zawiązała się wspólnota, z której w przyszłości będzie można powołać parafię. Tę wspólnotę tworzą imigranci, ale też wierni, którzy do tej pory musieli dojeżdżać na liturgie do Patoki. Podobnie dobrze funkcjonują też inne ośrodki, m.in. w Bydgoszczy, Kaliszu, Kępnie, a nawet w Częstochowie. Wcześniej mówiliśmy o powstaniu nowej eparchii. Te zmiany są potrzebne, ponieważ bardzo mocno zmieniła się struktura zamieszkania wiernych. Obecnie poprzez naturalną migrację grekokatolików wewnątrz kraju, a także przez nową imigrację z Ukrainy staliśmy się Kościołem obecnym we wszystkich zakątkach Polski. A to wymusza pewne zmiany w duszpasterstwie. Proszę sobie wyobrazić, że do niektórych nowych ośrodków przyjechali pracować nasi księża z Ukrainy, ponieważ u nas już brakowało kapłanów. Ale to jest wielki plus, bo to są księża, którzy doskonale znają obecne problemy ukraińskich imigrantów. To bardzo pomaga w pracy duszpasterskiej.
Czy imigrantów widać w cerkwi, czy może jest tak jak z rzymskimi katolikami, że po wyjeździe do pracy zarobkowej często omijają niemieckie czy angielskie kościoły?
Są obecni, ale nie idealizujmy tego zjawiska. Ich udział w życiu Kościoła jest zauważalny, ale głównie w większych ośrodkach, takich jak Wrocław, Szczecin, Poznań. Nie są to tłumy, niemniej ci, którzy już przychodzą, są dla nas prawdziwym bogactwem. Ożywiają nasze wspólnoty. Myślę tutaj także o tej naszej, legnickiej. Co tu kryć – tak jak w kościołach rzymskokatolickich, tak samo u nas średnia wieku wiernych jest coraz wyższa. Imigrantami są osoby przyjeżdżające do pracy, czyli głównie młode. Nie ma się co łudzić – jeżeli ktoś nie chodził do cerkwi w Ukrainie, w domu rodzinnym, to po wyjeździe do Polski też nie po drodze mu będzie do cerkwi. Więc jeżeli ktoś się w niej pojawia, to bardzo często jest to osoba uformowana religijnie, świadoma swojej wiary i tradycji. A to jest wielkie bogactwo. Potrzebujemy go, bo na te wszystkie zmiany nałożyła się pandemia. Ona bardzo mocno zmieniła życie naszych parafii. Normalnie po niedzielnych liturgiach wierni spotykali się, by porozmawiać, by pobyć ze sobą. Teraz tych spotkań nie ma. To zrywa więzi międzyludzkie. Przyglądamy się temu, bo ciągle dbamy, byśmy się integrowali z otaczającymi nas rzymskimi katolikami, ale nie ulegali totalnej asymilacji. To dotyczy nie tylko Polski, ale też Niemiec, Włoch, Hiszpanii czy Anglii. Chcemy bowiem dbać o bogatą tradycję wiary naszych przodków, która sięga jeszcze czasu chrztu kijowskiego z 988 roku. Wiemy, że gdy skończy się pandemia, będziemy musieli sporo czasu i sił poświęcić na odbudowanie wspólnot. Mam nadzieję, że te zmiany duszpasterskie, strukturalne nam w tym pomogą.